środa, 3 lipca 2013

Prolog

Zbliżała się pierwsza. Cholera, już dawno miałam być w domu. Spojrzałam na zegarek i popędziłam do tańczącej Alice. Dziś mamy miało nie być, ale musiałam jakoś odebrać Maxa od sąsiadki, która z racji iż jest moją koleżanką zgodziła się z nim zostać na wieczór. Niechętnie opuszczałam klub, gdyż impreza dopiero się rozkręcała. Alice miała dziwny wyraz twarzy, kiedy oznajmiłam jej, że wybieram się do domu. Wcale nie byłam zaskoczona jej reakcją, ona nie znała czegoś takiego jak powrót do domu o pierwszej, moja mama zaś trzymała mnie krótko i nie pozwalała na mnóstwo rzeczy pomimo mojego wieku.
Pożegnałam się z Alice całusem w policzek i opuściłam pośpiesznie klub. Na zewnątrz wciąż dobiegały mnie dźwięki głośnej muzyki, ale teraz mogłam w końcu usłyszeć własne myśli. Robiło się trochę chłodno, w sumie Londyn jesienią zdawał się być zimny, ale teraz odczułam to silniej, gdyż moje ramiona były odkryte tak, że wiatr muskał moją skórę. Zarzuciłam na siebie czarną ramoneskę i ruszyłam przed siebie. Czułam lekki strach mimo tego, że miałam już te swoje osiemnaście lat. Wiele słyszałam o napadach i rabunkach w telewizji. Postanowiłam wybrać nieco niebezpieczniejszą drogę, lecz pozwalającą mi na powrót do domu w znacznie krótszym czasie. Wyciągnęłam paczkę Marlboro i wyciągnęłam z niej jednego papierosa. Cholera jasna, ciekawe co było by, gdyby moja matka dowiedziała się, że palę.Przystanęłam na chwilę, aby zapalić dopiero co wyciągniętą fajkę.
Usłyszałam coś, jak Boga kocham. Odwróciłam się szybko, lecz niczego nie zauważyłam.Przyśpieszyłam krok, jedyne co teraz chciałam to znaleźć się we własnym domu, we własnym łóżku. Usłyszałam czyjeś kroki. Zaczęłam biec, ktoś za mną uczynił to samo. Serce waliło mi jak oszalałe, omal nie wyskoczyło z klatki piersiowej i nie uciekło gdzieś gdzie pieprz rośnie.
-Zaczekaj!-głęboki, męski głos wprawił mnie w stan osłupienia.
Zatrzymałam się, analizując sytuację. Chyba nie potrzebnie uciekałam, żaden morderca nie wołałby do swojej ofiary 'zaczekaj'. Przystanęłam, a postać, którą przed chwilą słyszałam zaczęła zbliżać się do mnie.
-Zaczekaj, mała. Zostawiłaś portfel na ladzie. Wybiegłem za tobą, ale nie mogłem cię dogonić.Szybka jesteś.
-Gdybyś myślał, że goni cię seryjny morderca, też byś tak uciekał-usłyszałam jego śmiech, delikatny ale jednak przerażający. Było ciemno, lecz z łatwością potrafiłam dostrzec kontury jego kształtnej twarzy.
Wyglądał jednak strasznie, na dłoniach miał rękawiczki, skórzane rękawiczki rodem jak jakiś zabójca, czy coś w tym stylu.
-Dobra, więc ja już pójdę-powiedziałam lekko speszona po tym jak niechcący dotknęłam zimnej skóry rękawiczki, kiedy podawał mi moją portmonetkę.
-Podwiozę cię-powiedział cicho, jednakże wyczułam jakąś złość w jego tonie.
-Nie, dziękuje-powiedziałam grzecznie i szybko opuściłam miejsce naszego spotkania.
-Jak masz na imię?-usłyszałam za plecami, ale jakoś nie miałam odwagi, żeby się odwrócić.
 *
 Weszłam do domu tak cicho jak tylko potrafiłam. Zdjęłam buty. Idąc na palcach, weszłam do kuchni gdzie siedziała zdenerwowana Caroline.
-Gdzie ty się podziewałaś dziewczyno? Jest dobrze po pierwszej, Max nie mógł zasnąć, płakał-kiedy tylko usłyszałam jej zrzędzenie chciało mi się wymiotować.
-Dobrze wiesz, że byłam na imprezie- wyciągnęłam portfel z torebki i położyłam na stole 20 funtów, które należały jej się po raczej ciężkim wieczorze z Maxem.
Przewróciła tylko oczami. Odwróciła się na pięcie i wyszła. Cieszyłam się, że już jutro mama wróci i nie będę musiała siedzieć z małym. Poszłam do łazienki i przygotowałam się do wzięcia prysznica. Długie blond włosy związałam w koczka na czubku głowy i weszłam pod prysznic. Ciepła woda spływała ciurkiem po moich plecach, odprężając mnie. Opuściłam prysznic i zarzuciłam na siebie ręcznik, po drodze umyłam zęby i zmyłam resztki makijażu pozostałego na oczach. Na wieszaku w rogu łazienki znalazłam moją piżamę w małpki, trochę za małą jednak sentyment jaki do niej miałam nie pozwalał mi na jakiekolwiek rozstanie. Wyszłam z łazienki i zaszłam do kuchni, aby wziąć butelkę z wodą. Usłyszałam jak mały gada coś przez sen, bez zastanowienia popędziłam do jego pokoju, by go uspokoić. Spał jak mały aniołek. Kilka małych loczków opadało mu na czoło, był tak podobny do mamy. Wielkie niebieskie oczy i długie rzęsy, których tak bardzo zawsze mu zazdrościłam. Pocałowałam jego zarumieniony policzek, przykryłam go kołdrą i skierowałam się do mojej sypialni.
Kiedy ułożyłam się w łóżku, przed oczami pojawił mi się tamten mężczyzna.Właściwie to był chłopak, około dwudziestoletni, tak mi się przynajmniej wydawało. Nie mogłam zasnąć, cały czas myślałam o tym nieznajomym. Za wszelką cenę chciałabym się dowiedzieć kim był, bo wyglądał na prawdę inaczej niż ci wszyscy znajomi mi chłopcy. Blond włosy, raczej malowane postawione miał do góry. Udało mi się to wychwycić kiedy lampa nad nami zaświeciła się. Był intrygujący. Zasnęłam nawet nie wiedząc kiedy.
-
Przebudziłam się o trzeciej słysząc podjeżdżające auto pod mój dom. Byłam niemalże w stu procentach pewna, że to nie mogła być mama, więc jako że byłam ciekawską osobą, podniosłam się z łóżka i wyjrzałam przez okno. Widok mnie zamurował. Na ulicy, przy wjeździe na naszą posesję stał samochód. Czarny, przerażający Land Rover. Mimo przyciemnianych szyb doskonale mogłam zauważyć kto siedzi za kierownicą. To był on. Pierwsze pytanie, które zadałam samej sobie było skąd on do cholery ma mój adres. Później jednak zaczęłam łączyć ze sobą fakty. Zostawiłam portfel, a w portfelu dowód. Wiedział o mnie wszystko, zaczęłam się bać. Zbiegłam na dół i upewniłam się, że drzwi wejściowe są szczelnie zamknięte. Czując dziwny ból w żołądku pobiegłam do pokoiku Maxa i upewniłam się, że wszystko jest w porządku. Zaistniała sytuacja przez chwilę nie pozwalała mi zasnąć, jednak po kilkunastu minutach odpłynęłam mając nadzieję, że jest to jakiś głupi sen.
*
Obudziłam się około siódmej czując malutką rączkę Maxa na swojej głowie. Otworzyłam oczy i spojrzałam na jego śliczną buźkę na której formował się szeroki uśmiech. Powiedział coś po swojemu i kazał wstać, aby zrobić mu jego ulubione płatki na śniadanie. Z lekkim trudem zwlokłam się z łóżka i podążyłam za malcem w stronę kuchni. Promienie słońca uderzyły mnie w twarz, kiedy weszłam do kuchni. Posadziłam Maxa na krześle i przygotowałam mu śniadanie. Mamy jeszcze nie było. Kończyła nocny dyżur, więc powinna była zjawić się lada moment. Usiadłam na przeciwko Maxa i wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Był takim ładnym chłopcem. Wstałam od stołu i podeszłam do okna, zauważywszy listonosza, złapałam małego, aby nie zostawiać go samego w kuchni wyszłam przed dom. Wszędzie rachunki, przewróciłam oczami i odwróciłam się, by wrócić do domu, jednak nadjeżdżający samochód sprawił, że przystanęłam.

4 komentarze:

  1. To jest świetne! I piszę ci to jako "koleżanka po fachu", że tak to ujmę.
    Masz wielki talent, podoba mi się to w jaki sposób opisujesz sytuację, wprowadzasz lekki niepokój u czytelnika tak, że z każdym nowym zdaniem jestem ciekawa co będzie dalej. Na pewno będę do ciebie często zaglądać.
    Pisz dalej :) xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się zajebiście :3
    Dawaj szybko next :>

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest świetne, chce jeszcze,jeszcze,jeszcze . xXx

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne, naprawdę podoba mi się, masz talent. :) xx

    OdpowiedzUsuń