piątek, 5 lipca 2013

kahgakakbsn

Rozdział mi się nie podoba i jest kompletnie do bani. Pisałam go na telefonie, przepraszam za jakiekolwiek błędy. Jest krótki, gdyż nie mam własnego komputera i na tym co tu posiadam jest poprostu źle. 16 lipca wracam do domu, więc będę bardziej zorganizowana i rozdziały będą dłuższe. 
Soo hope you like it mimo wszystko x 
Love you all x 

One

Serce zaczęło mi bić jak szalone. To był on. Zatrzymał się po drugiej stronie ulicy. Spoglądał na mnie. Kurczowo trzymając chudziutką rączke Maxa, zaczęłam się cofać do tyłu. Odwróciłam się i niemalże ciągnąc małego chciałam jak najszybciej dotrzeć do drzwi. Chwyciłam klamkę, gdy nagle usłyszałam własne imię. Skąd on do cholery je zna?
-Rosalie-zamarłam-mam coś co na pewno należy do ciebie.
Byłam przerażona, bardziej niż podczas oglądania Teksańskiej masakry piłą mechaniczną.
Przystanęłam i niechętnie się odwróciłam. Drzwi od jego samochodu otworzyły się. Tak cholernie się bałam i brakowało mi oddechu, wyglądał strasznie. Wysiadł i zaczął się zbliżać. Przykucnęłam i szepnęłam do małego,aby wszedł do środka i poczekał tam na mnie. Kiwnął główką i wszedł do domu. Powoli wstałam i odwróciłam się. Stał za mną. Cholera.
-Mam twoje prawo jazdy kochanie.
Nie odezwałam się słowem.
-Wyciągnąłem je sobie kiedy zostawiłaś portfel.
-Moje prawo jazdy?-wydusiłam ledwo już stojąc na nogach.
-Twoje, Rosalie-popatrzył na mnie i odgarną kosmyk włosów z mojego policzka i założył go za ucho. Wzdrygnęłam, kiedy opuszki jego palców zetknęły się z moją skórą. Grzecznie, bez wykonywania zbędnych ruchów odebrałam dokument. Wciąż się bałam, nie wiedziałam kim jest, ani też jakie ma zamiary. Jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot. Kiedy chciałam się pożegnać zauważyłam, że zbliża się do mnie. Niekontrolowanie zrobiłam krok w tył, jednak zamknięte drzwi momentalnie mnie zatrzymały.
-Do zobaczenia wkrótce Rosalie-szepnął mi do ucha i złożył mokry pocałunek przy kąciku moich warg. Jak sparaliżowana patrzyłam jak odchodzi, nie mogłam się poruszyć. Głośno przełknęłam ślinę. Kiedy odjechał poczułam niesamowitą ulgę.
-Ross, jesteś?-usłyszałam głos mamy i wstałam z kanapy.
-Jestem, jak tam?-popatrzyłam na nią, była bardzo zmęczona. Nocy dyżur wdał się we znaki. 
-Jestem zmordowana, jeszcze niedawno zadzwoniła ciotka, babcia jest chora. Musi się nią zajmować i nie ma kto opiekować się Lily, więc wzięłam urlop. Jeszcze dziś jedziemy do Manchesteru.
Zrzędła mi mina, nie chce nigdzie jechac. Mama to zauważyła.
-Chyba, że nie chcesz. Zabiorę Maxa, a ty zostaniesz. Jesteś już dorosła. 
Czy moja mama właśnie pozwoliła mi zostać?
-Jasne, że zostaje. Zadzwonię po Alice.
-O widzisz, dobrze się składa, a gdzie mój mały aniołek?-dodała po czym skierowała się w stronę jego pokoju.
-
Cieszyłam się, że zostaje. Mama zawsze kazała mi jechać z nią. Nigdy nie mogłam zostać sama. Po chwili jednak mina mi zrzędła. Sama, samiutka w domu. A co jeśli? Wyrzucilam tę myśl z głowy tak szybko jak ona się tam znalazła, ale obraz tego chłopaka, znów pojawił mi się przed oczami. 
-My się zbieramy, zostawiłam ci pieniądze na parapecie w kuchni. Zadzwonie wieczorem- popatrzyłam na nią.
-Tak jesteś dorosła, ale gdyby coś się działo od razu dzwoń. Zupa w lodówce.
-Mamo-podnioslam głos- nie jestem małym dzieckiem, dam sobie radę. Potrafię o siebie zadbać, prawda?
-Tak jasne córeczko, ale gdyby- urwała, gdyż posłałam jej mordecze spojrzenie.
-No dobra już wychodzę. 
Wzięła małego na ręce, a ten uśmiechnął się słodko i pomachał rączką w moim kierunku. Podeszłam do niego i pocałowałam jego zarumieniony policzek.
-Idźcie już.
*
Usiadłam na kanapie i przykryłam się kocem. Nawet nie wiem po co, za chwilę i tak będę musiała wstać, aby otworzyć drzwi Alice. Nie minęło dziesięć minut, kiedy dzwonek zadzwonił, a ja podskoczyłam do góry. Cholera.
-
-No ruszaj się, cała zmokłam-usłyszałam i popędziłam do drzwi. Jezusie, serio się rozpadało. 
-No chodź-widok całej przemoczonej Alice na prawdę mnie rozbawił.
-Co się śmiejesz-skarciła mnie i lekko uderzyła w ramię. 
-Ej za co to? Nie moja wina, że wyglądasz jak szop pracz.
-Dobra, przestań gadać głupoty i daj mi coś suchego, a no i zamknij drzwi na klucz. Na zewnątrz stoi jakiś gość, w przerażającym aucie.
-Gość, czekaj kto?-zapytałam i pobiegłam do kuchni. Lekko odchyliłam rolety i spojrzałam przez okno. Kurwa. Alice podążyła za mną i stanęła blisko mnie, tak jak ja z przerażeniem patrzyła na czarny samochód stojący po drugiej stronie ulicy.
-Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła, co jest?-zapytała i upiła łyk wody z butelki.
-Gorzej, jest do jasnej cholery gorzej-prawie krzyknęłam i złapałam się za skroń. Przypomniałam sobie ten pocałunek i jego chłodne wargi na moim policzku. Zakręciło mi się w głowie.
-Co gorzej, co się dzieje?
-Boję się, rozumiesz?-chciało mi się płakać, serce znów zaczęło mi walić jak młot.
-Kogo się boisz? Rosalie, powiedz mi co się stało, rozumiesz?- spojrzała na mnie, w jej oczach też malowało się przerażenie. Wskazałam skinieniem głowy okno.
-Kim on jest?-zapytała już bardziej spokojnie.
-Nie wiem kim on jest, nie wiem-wyciągnęłam paczkę papierosów. Nawet nie obchodziło mnie, że palę w domu.
-Więc o co chodzi? Zadzwoń na policję-podała mi własną komórkę.
-Policję? Jaką policję, czyś ty zmysły postradała dziewczyno? Nawet nie wiem kto to jest.
-Okej, więc powiedz mi o co chodzi-była teraz bardziej poirytowana niż wkurzona.
-Pamiętasz wczorajszą imprezę?-zaciągnęłam się dymem papierosowym i pozwoliłam mu wypełnić moje całe płuca.
-Jak miałabym zapomnieć? Dziś rano pożegnałam, seksownego Josha z ciałem pływaka.
-Kurwa to nie są żarty, kiedy wyszłam z klubu, poszłam sobie tą boczną alejką i usłyszałam, że ktoś za mną idzie. Alice siedziała na krześle z otwartą buzią-przyśpieszyłam, ten ktoś też przyspieszył. Później usłyszałam swoje imię.
-Skąd on kurwa zna twoje imię?-wzdrygnęła, ale pozwoliła mi dalej mówić.
-Zostawiłam portfel przy barze. Oddał mi go i odeszłam stamtąd. Najszybciej jak się dało. Nie zdawałam sobie sprawy, że on może być w jakiś sposób niebezpieczny-opowiedziałam jej wszystko i wzięłam głęboki oddech po czym uspokoiłam  się i podeszłam do okna. Na szczęście samochodu już tam nie było.
-Był tu też dziś rano-dodałam spokojnie i napiłam się wody.
-Gdzie był, jaja sobie robisz?-aż wstała z krzesła.
-Tu był. Przed domem-zaczęła się śmiać, ale według mnie, nic tu kurwa śmiesznego nie było. Odpaliłam następnego papierosa i wyszłam z kuchni wołając ją za sobą, przysięgam, że miałam serce w gardle kiedy klamka od drzwi wyjściowych się poruszyła i usłyszałam pukanie.

środa, 3 lipca 2013

Prolog

Zbliżała się pierwsza. Cholera, już dawno miałam być w domu. Spojrzałam na zegarek i popędziłam do tańczącej Alice. Dziś mamy miało nie być, ale musiałam jakoś odebrać Maxa od sąsiadki, która z racji iż jest moją koleżanką zgodziła się z nim zostać na wieczór. Niechętnie opuszczałam klub, gdyż impreza dopiero się rozkręcała. Alice miała dziwny wyraz twarzy, kiedy oznajmiłam jej, że wybieram się do domu. Wcale nie byłam zaskoczona jej reakcją, ona nie znała czegoś takiego jak powrót do domu o pierwszej, moja mama zaś trzymała mnie krótko i nie pozwalała na mnóstwo rzeczy pomimo mojego wieku.
Pożegnałam się z Alice całusem w policzek i opuściłam pośpiesznie klub. Na zewnątrz wciąż dobiegały mnie dźwięki głośnej muzyki, ale teraz mogłam w końcu usłyszeć własne myśli. Robiło się trochę chłodno, w sumie Londyn jesienią zdawał się być zimny, ale teraz odczułam to silniej, gdyż moje ramiona były odkryte tak, że wiatr muskał moją skórę. Zarzuciłam na siebie czarną ramoneskę i ruszyłam przed siebie. Czułam lekki strach mimo tego, że miałam już te swoje osiemnaście lat. Wiele słyszałam o napadach i rabunkach w telewizji. Postanowiłam wybrać nieco niebezpieczniejszą drogę, lecz pozwalającą mi na powrót do domu w znacznie krótszym czasie. Wyciągnęłam paczkę Marlboro i wyciągnęłam z niej jednego papierosa. Cholera jasna, ciekawe co było by, gdyby moja matka dowiedziała się, że palę.Przystanęłam na chwilę, aby zapalić dopiero co wyciągniętą fajkę.
Usłyszałam coś, jak Boga kocham. Odwróciłam się szybko, lecz niczego nie zauważyłam.Przyśpieszyłam krok, jedyne co teraz chciałam to znaleźć się we własnym domu, we własnym łóżku. Usłyszałam czyjeś kroki. Zaczęłam biec, ktoś za mną uczynił to samo. Serce waliło mi jak oszalałe, omal nie wyskoczyło z klatki piersiowej i nie uciekło gdzieś gdzie pieprz rośnie.
-Zaczekaj!-głęboki, męski głos wprawił mnie w stan osłupienia.
Zatrzymałam się, analizując sytuację. Chyba nie potrzebnie uciekałam, żaden morderca nie wołałby do swojej ofiary 'zaczekaj'. Przystanęłam, a postać, którą przed chwilą słyszałam zaczęła zbliżać się do mnie.
-Zaczekaj, mała. Zostawiłaś portfel na ladzie. Wybiegłem za tobą, ale nie mogłem cię dogonić.Szybka jesteś.
-Gdybyś myślał, że goni cię seryjny morderca, też byś tak uciekał-usłyszałam jego śmiech, delikatny ale jednak przerażający. Było ciemno, lecz z łatwością potrafiłam dostrzec kontury jego kształtnej twarzy.
Wyglądał jednak strasznie, na dłoniach miał rękawiczki, skórzane rękawiczki rodem jak jakiś zabójca, czy coś w tym stylu.
-Dobra, więc ja już pójdę-powiedziałam lekko speszona po tym jak niechcący dotknęłam zimnej skóry rękawiczki, kiedy podawał mi moją portmonetkę.
-Podwiozę cię-powiedział cicho, jednakże wyczułam jakąś złość w jego tonie.
-Nie, dziękuje-powiedziałam grzecznie i szybko opuściłam miejsce naszego spotkania.
-Jak masz na imię?-usłyszałam za plecami, ale jakoś nie miałam odwagi, żeby się odwrócić.
 *
 Weszłam do domu tak cicho jak tylko potrafiłam. Zdjęłam buty. Idąc na palcach, weszłam do kuchni gdzie siedziała zdenerwowana Caroline.
-Gdzie ty się podziewałaś dziewczyno? Jest dobrze po pierwszej, Max nie mógł zasnąć, płakał-kiedy tylko usłyszałam jej zrzędzenie chciało mi się wymiotować.
-Dobrze wiesz, że byłam na imprezie- wyciągnęłam portfel z torebki i położyłam na stole 20 funtów, które należały jej się po raczej ciężkim wieczorze z Maxem.
Przewróciła tylko oczami. Odwróciła się na pięcie i wyszła. Cieszyłam się, że już jutro mama wróci i nie będę musiała siedzieć z małym. Poszłam do łazienki i przygotowałam się do wzięcia prysznica. Długie blond włosy związałam w koczka na czubku głowy i weszłam pod prysznic. Ciepła woda spływała ciurkiem po moich plecach, odprężając mnie. Opuściłam prysznic i zarzuciłam na siebie ręcznik, po drodze umyłam zęby i zmyłam resztki makijażu pozostałego na oczach. Na wieszaku w rogu łazienki znalazłam moją piżamę w małpki, trochę za małą jednak sentyment jaki do niej miałam nie pozwalał mi na jakiekolwiek rozstanie. Wyszłam z łazienki i zaszłam do kuchni, aby wziąć butelkę z wodą. Usłyszałam jak mały gada coś przez sen, bez zastanowienia popędziłam do jego pokoju, by go uspokoić. Spał jak mały aniołek. Kilka małych loczków opadało mu na czoło, był tak podobny do mamy. Wielkie niebieskie oczy i długie rzęsy, których tak bardzo zawsze mu zazdrościłam. Pocałowałam jego zarumieniony policzek, przykryłam go kołdrą i skierowałam się do mojej sypialni.
Kiedy ułożyłam się w łóżku, przed oczami pojawił mi się tamten mężczyzna.Właściwie to był chłopak, około dwudziestoletni, tak mi się przynajmniej wydawało. Nie mogłam zasnąć, cały czas myślałam o tym nieznajomym. Za wszelką cenę chciałabym się dowiedzieć kim był, bo wyglądał na prawdę inaczej niż ci wszyscy znajomi mi chłopcy. Blond włosy, raczej malowane postawione miał do góry. Udało mi się to wychwycić kiedy lampa nad nami zaświeciła się. Był intrygujący. Zasnęłam nawet nie wiedząc kiedy.
-
Przebudziłam się o trzeciej słysząc podjeżdżające auto pod mój dom. Byłam niemalże w stu procentach pewna, że to nie mogła być mama, więc jako że byłam ciekawską osobą, podniosłam się z łóżka i wyjrzałam przez okno. Widok mnie zamurował. Na ulicy, przy wjeździe na naszą posesję stał samochód. Czarny, przerażający Land Rover. Mimo przyciemnianych szyb doskonale mogłam zauważyć kto siedzi za kierownicą. To był on. Pierwsze pytanie, które zadałam samej sobie było skąd on do cholery ma mój adres. Później jednak zaczęłam łączyć ze sobą fakty. Zostawiłam portfel, a w portfelu dowód. Wiedział o mnie wszystko, zaczęłam się bać. Zbiegłam na dół i upewniłam się, że drzwi wejściowe są szczelnie zamknięte. Czując dziwny ból w żołądku pobiegłam do pokoiku Maxa i upewniłam się, że wszystko jest w porządku. Zaistniała sytuacja przez chwilę nie pozwalała mi zasnąć, jednak po kilkunastu minutach odpłynęłam mając nadzieję, że jest to jakiś głupi sen.
*
Obudziłam się około siódmej czując malutką rączkę Maxa na swojej głowie. Otworzyłam oczy i spojrzałam na jego śliczną buźkę na której formował się szeroki uśmiech. Powiedział coś po swojemu i kazał wstać, aby zrobić mu jego ulubione płatki na śniadanie. Z lekkim trudem zwlokłam się z łóżka i podążyłam za malcem w stronę kuchni. Promienie słońca uderzyły mnie w twarz, kiedy weszłam do kuchni. Posadziłam Maxa na krześle i przygotowałam mu śniadanie. Mamy jeszcze nie było. Kończyła nocny dyżur, więc powinna była zjawić się lada moment. Usiadłam na przeciwko Maxa i wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Był takim ładnym chłopcem. Wstałam od stołu i podeszłam do okna, zauważywszy listonosza, złapałam małego, aby nie zostawiać go samego w kuchni wyszłam przed dom. Wszędzie rachunki, przewróciłam oczami i odwróciłam się, by wrócić do domu, jednak nadjeżdżający samochód sprawił, że przystanęłam.